Trip 2014 - Rumunia ( 1 - 11 maj ) ???
- dzikson
- Maniak
- Posty: 1191
- Rejestracja: 23 sty wt, 2007 10:23 pm
- Posiadany PUG: 205XS
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: Trip 2014 - Rumunia ( 1 - 11 maj ) ???
Cóż, nie mam się czym chwalić, spierd@liłem zakręt, wpakowałem się w kłopoty, zrobiło się dość ciepło...
Ale skoro już miałem przy tym tyle szczęścia, to opowiem Wam jak to było.
Siódmy dzień tripa, po południu mieliśmy atakować Transfogaraską, wisienkę na torcie tego wyjazdu.
Awaria półosi i rozrusznika sprawiła, że zostaliśmy z Emilem w miasteczku na początku trasy, próbując zreanimować nasze wozy. Moim przejechał się nawet rumuński mechanik, zapewniając mnie, że półoś jest w porządku i dojadę na niej do Polski (porozumiewaliśmy się pisząc w Google Translator, po przełożeniu na polski wyskoczyło "prędkość bogiem" - to miało mnie chyba upewnić, że mogę cisnąć po górach bez obaw o półoś).
Powoli obydwaj ruszyliśmy w stronę zapory, na której mieliśmy się spotkać z resztą ekipy, wracającej już po rozpoznaniu drogi na szczyt. Zapora fajna, ale chciałoby się spróbować tej mitycznej trasy, więc mimo uszkodzonych półosi ruszamy w górę. Z początku delikatnie, jechałem za Emilem filmując jego przejazd, ale z czasem zachciało się sprawdzić, jak można polecieć te zakręty.
Ruszyłem przodem, dość śmiało, ale bez przegięcia - cały czas miałem na uwadze, że z przeciwka może wracać nasza ekipa, która lubi pojechać szeroko
Przyjemność niesamowita, taka jak oczekiwałem, auto idzie na obrotach aż miło, trasa układa się świetnie, o tłukącej półosi dawno już zapomniałem, zakręty idą na przemian, a każdy staram się przejść jak najlepszym torem.
Aż trafił się prawy zakręt, którego końca na wejściu nie widziałem, a który okazał się dłuższy i bardziej zawinięty, niż się spodziewałem, przywykły do poprzednich zakrętów. Momentalnie trafia do głowy wrażenie, że z takim pędem nie uda się go przejść, wyrzuci auto na zewnątrz. Instynktowne hamowanie, za wszelką cenę i już wiem, że wpadłem w kłopoty. Koła zablokowane (z przodu wentylowane Girlingi z GTi), XS co prawda może i zwalnia, ale wiele to nie daje. Przede mną kawałek łączki w kolorze nadziei i jak dziś pamiętam to uczucie, że to jest to, co mnie uratuje, da kilka metrów szansy na zatrzymanie. Ale to tylko śliska trawa. A po chwili zaczyna się wąwóz i siedzę jak w klatce, nic już nie mogę zrobić, nic już ode mnie nie zależy, czekam aż to się jakoś skończy. Wtedy dotarło do mnie najgorsze z tej przygody wrażenie, że ja przecież nie wiem, czym to zbocze się kończy i wcale nie musi się skończyć pozytywnie...
Ale to był przebłysk, mgnienie, moment później auto dobiło przodem do kamiennego muru, biegnącego wzdłuż koryta rzeki.
Koniec. Coś jakby ulga. Tylko masa poruszonych dmuchawców w powietrzu...
Z pewnym zadowoleniem wspominam fakt, że nie było tam grama paniki. Po kilkudziesięciu szybko przejechanych winklach, człowiek jest odurzony adrenaliną, działa jak na spidzie.
Od razu łapię za telefon, wyłączam nagrywanie filmu, kręcę do Emila. Pomyślałem, że mógłby przejechać i mnie nie zauważyć, a cholernie nie chciałem zostać w tym położeniu sam. "Abonent czasowo niedostępny", więc zaczynam wywoływać na cb. Wtedy z góry pojawia się znajomy dźwięk GTi, wyłażę z auta, drę się w jego kierunku...
Gdyby nie ślady na asfalcie i unoszący się nad nimi kurz, pewnie pojechałby dalej. Wyraz twarzy Emila, mówiącego "Dzikson jest TAM" mogą opisać tylko ci, którzy nadjechali niebawem.
Ale skoro już miałem przy tym tyle szczęścia, to opowiem Wam jak to było.
Siódmy dzień tripa, po południu mieliśmy atakować Transfogaraską, wisienkę na torcie tego wyjazdu.
Awaria półosi i rozrusznika sprawiła, że zostaliśmy z Emilem w miasteczku na początku trasy, próbując zreanimować nasze wozy. Moim przejechał się nawet rumuński mechanik, zapewniając mnie, że półoś jest w porządku i dojadę na niej do Polski (porozumiewaliśmy się pisząc w Google Translator, po przełożeniu na polski wyskoczyło "prędkość bogiem" - to miało mnie chyba upewnić, że mogę cisnąć po górach bez obaw o półoś).
Powoli obydwaj ruszyliśmy w stronę zapory, na której mieliśmy się spotkać z resztą ekipy, wracającej już po rozpoznaniu drogi na szczyt. Zapora fajna, ale chciałoby się spróbować tej mitycznej trasy, więc mimo uszkodzonych półosi ruszamy w górę. Z początku delikatnie, jechałem za Emilem filmując jego przejazd, ale z czasem zachciało się sprawdzić, jak można polecieć te zakręty.
Ruszyłem przodem, dość śmiało, ale bez przegięcia - cały czas miałem na uwadze, że z przeciwka może wracać nasza ekipa, która lubi pojechać szeroko
Przyjemność niesamowita, taka jak oczekiwałem, auto idzie na obrotach aż miło, trasa układa się świetnie, o tłukącej półosi dawno już zapomniałem, zakręty idą na przemian, a każdy staram się przejść jak najlepszym torem.
Aż trafił się prawy zakręt, którego końca na wejściu nie widziałem, a który okazał się dłuższy i bardziej zawinięty, niż się spodziewałem, przywykły do poprzednich zakrętów. Momentalnie trafia do głowy wrażenie, że z takim pędem nie uda się go przejść, wyrzuci auto na zewnątrz. Instynktowne hamowanie, za wszelką cenę i już wiem, że wpadłem w kłopoty. Koła zablokowane (z przodu wentylowane Girlingi z GTi), XS co prawda może i zwalnia, ale wiele to nie daje. Przede mną kawałek łączki w kolorze nadziei i jak dziś pamiętam to uczucie, że to jest to, co mnie uratuje, da kilka metrów szansy na zatrzymanie. Ale to tylko śliska trawa. A po chwili zaczyna się wąwóz i siedzę jak w klatce, nic już nie mogę zrobić, nic już ode mnie nie zależy, czekam aż to się jakoś skończy. Wtedy dotarło do mnie najgorsze z tej przygody wrażenie, że ja przecież nie wiem, czym to zbocze się kończy i wcale nie musi się skończyć pozytywnie...
Ale to był przebłysk, mgnienie, moment później auto dobiło przodem do kamiennego muru, biegnącego wzdłuż koryta rzeki.
Koniec. Coś jakby ulga. Tylko masa poruszonych dmuchawców w powietrzu...
Z pewnym zadowoleniem wspominam fakt, że nie było tam grama paniki. Po kilkudziesięciu szybko przejechanych winklach, człowiek jest odurzony adrenaliną, działa jak na spidzie.
Od razu łapię za telefon, wyłączam nagrywanie filmu, kręcę do Emila. Pomyślałem, że mógłby przejechać i mnie nie zauważyć, a cholernie nie chciałem zostać w tym położeniu sam. "Abonent czasowo niedostępny", więc zaczynam wywoływać na cb. Wtedy z góry pojawia się znajomy dźwięk GTi, wyłażę z auta, drę się w jego kierunku...
Gdyby nie ślady na asfalcie i unoszący się nad nimi kurz, pewnie pojechałby dalej. Wyraz twarzy Emila, mówiącego "Dzikson jest TAM" mogą opisać tylko ci, którzy nadjechali niebawem.
Ostatnio zmieniony 20 maja wt, 2014 10:43 am przez dzikson, łącznie zmieniany 1 raz.
- helterskelter
- Junior
- Posty: 194
- Rejestracja: 31 lip czw, 2008 6:02 pm
- Posiadany PUG: 205 xad lux; 205 GTI export
- Numer Gadu-gadu: 0
- Lokalizacja: WP
Re: Trip 2014 - Rumunia ( 1 - 11 maj ) ???
Ten murek, na którym zatrzymał się XS to umocnienie zapory przeciwrumowiskowej, która znajdowała się niecałe 2m z prawej strony.
Przed wyciągnięciem trzeba było auto nieco odchudzić i przygotować podłoże. A tutaj widzimy obserwatorów krajowych i zagranicznych zgromadzonych na punkcie widokowym, tuż przed rozpoczęciem akcji wydobycia
Przed wyciągnięciem trzeba było auto nieco odchudzić i przygotować podłoże. A tutaj widzimy obserwatorów krajowych i zagranicznych zgromadzonych na punkcie widokowym, tuż przed rozpoczęciem akcji wydobycia
- Alimantado
- Uzalezniony
- Posty: 616
- Rejestracja: 04 cze pn, 2012 9:51 am
- Posiadany PUG: 205 XS 1,4 leżak
- Numer Gadu-gadu: 0
- Lokalizacja: Wieliczka
Re: Trip 2014 - Rumunia ( 1 - 11 maj ) ???
Opis zdarzenia iście literacki. Dobrze, że skończyło się tylko na niewielkich uszkodzeniach pojazdu.
"Bądź zmianą, jaką chciałbyś widzieć na świecie"
- dzikson
- Maniak
- Posty: 1191
- Rejestracja: 23 sty wt, 2007 10:23 pm
- Posiadany PUG: 205XS
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: Trip 2014 - Rumunia ( 1 - 11 maj ) ???
Właśnie z tym murkiem po prawej to był kolejny gruby fart, bo wjeżdżając na niego raczej nie skończyłbym na czterech kołach, a chłodnicy i miski olejowej już bym raczej nie pozbierał. Patrząc na finalne miejsce postoju można by powiedzieć, że miejscówka jest w sam razhelterskelter pisze:Ten murek, na którym zatrzymał się XS to umocnienie zapory przeciwrumowiskowej, która znajdowała się niecałe 2m z prawej strony.
- woocash
- Peugeot 205 Master
- Posty: 4588
- Rejestracja: 10 lut czw, 2005 1:56 pm
- Posiadany PUG: 205 ph1 1984 GR
- Numer Gadu-gadu: 9752783
- Lokalizacja: Katowice
Re: Trip 2014 - Rumunia ( 1 - 11 maj ) ???
trochę zaspałes na zakręcie - to fart - ale jakiś dyskretny znak mogliby ustawić na takim zacieśniającym się zakręcie obok punktu widokowego i murka
no ale.. pachnie mi to bałkańską fantazją - jak śmigałem w Grecji to za takim - ba NA takim zakręcie potrafił stać samochód z miejscowymi na awaryjnych, rodzice stoją przy bagażniku, dziecko sika na drogę....
z Twojego opisu "nic już ode mnie nie zależy" - pamietam to z Griffem - u mnie niby abs ale jak się sunie to się sunie i pamiętam tylko myśl "jaki to dźwięk jak się wpada komuś do bagażnika?"
no ale.. pachnie mi to bałkańską fantazją - jak śmigałem w Grecji to za takim - ba NA takim zakręcie potrafił stać samochód z miejscowymi na awaryjnych, rodzice stoją przy bagażniku, dziecko sika na drogę....
z Twojego opisu "nic już ode mnie nie zależy" - pamietam to z Griffem - u mnie niby abs ale jak się sunie to się sunie i pamiętam tylko myśl "jaki to dźwięk jak się wpada komuś do bagażnika?"
Najaktywniejszy w dziale: Stare forum techniczne
[ Posty: 1090 / 34.03% Twoich postów ]
[ Posty: 1090 / 34.03% Twoich postów ]
- RafGentry
- Moderator
- Posty: 6944
- Rejestracja: 06 cze śr, 2007 8:40 pm
- Posiadany PUG: GTI Griffe, GTI LeMans, GTI, CTI, XRD, XS, Indiana, 405 STDT
- Numer Gadu-gadu: 0
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Re: Trip 2014 - Rumunia ( 1 - 11 maj ) ???
Mam małą prośbę do ekip, które nie wrzuciły jeszcze zdjęć na wspólne konto Picasa Web o pilne utworzenie albumów. Myślę, że czas już powoli stworzyć jakąś relację z wyjazdu...
Na razie foty wrzucili Gad z Anią, ja wyselekcjonowane fotki z komórki mam na dysku w pracy, dodam je w poniedziałek.
Prosiłbym też o posortowanie fot, żeby nie było zdublowanych, niepotrzebnych ujęć
Pozdr
Raf
Na razie foty wrzucili Gad z Anią, ja wyselekcjonowane fotki z komórki mam na dysku w pracy, dodam je w poniedziałek.
Prosiłbym też o posortowanie fot, żeby nie było zdublowanych, niepotrzebnych ujęć
Pozdr
Raf
Facebook: https://www.facebook.com/Peugeot205Poland
Instagram: http://www.instagram.com/peugeot205polska/
Syndykat Sępów Krakowskich
Instagram: http://www.instagram.com/peugeot205polska/
Syndykat Sępów Krakowskich
- Agnieszka
- Uzalezniony
- Posty: 998
- Rejestracja: 31 mar pn, 2008 9:51 pm
- Posiadany PUG: 205 Forever
- Lokalizacja: Marki (koło Warszawy)
- Kontakt:
Re: Trip 2014 - Rumunia ( 1 - 11 maj ) ???
Właśnie chciałam zapytać czy poza zdjęciami jednego zakrętu będzie coś więcej?
Bardzo jestem ciekawa całej wycieczki, bo Rumunia od dawna mnie pociąga i kiedyś chciałabym ją zobaczyć.
Opowiadajcie. I pokażcie jakieś zdjęcia.
Bardzo jestem ciekawa całej wycieczki, bo Rumunia od dawna mnie pociąga i kiedyś chciałabym ją zobaczyć.
Opowiadajcie. I pokażcie jakieś zdjęcia.
- dzikson
- Maniak
- Posty: 1191
- Rejestracja: 23 sty wt, 2007 10:23 pm
- Posiadany PUG: 205XS
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: Trip 2014 - Rumunia ( 1 - 11 maj ) ???
Zanim zaczniemy sypać zdjęciami, dokończę Wam historię tego wąwozu, bo... znaleźć się na dnie, to dopiero początek
Wysłaliśmy zwiadowców w dół i w górę drogi. Nie wiem jakim fartem, ale w tej górskiej głuszy chłopakom udało się trafić na Rumuna, który był chętny nam pomóc, znał odpowiednie kontakty i do tego swobodnie władał angielskim. To był właściwy człowiek do tego przypadku
W pierwszej chwili zaproponował nawet, aby wyciągnąć XSa jego autem, ale szybka kalkulacja długości posiadanych linek i rzut oka na astrę 1.6 kazały nam szukać bardziej zaawansowanego rozwiązania. Upakowani z Gadem i Januszem na tylnej kanapie opla ruszyliśmy na pobliski wyrąb lasu. Nasz przewodnik i jego kompan wciąż nawiązywali kolejne połączenia, a nas w tym czasie obowiązywał zakaz mówienia po polsku, po angielsku... zakaz mówienia w ogóle. Taka ultra konspiracja
Popołudnie płynęło, zrobiło się ciemno i akcję ratunkową odłożyliśmy na poranek dnia następnego. Traktor obiecany był na 7, najpóźniej do 9, bo tak zaczynają pracę. Gościnny Rumun zapewnił nam nocleg w pokojach pensjonatu, który najwidoczniej nie ruszył jeszcze w tym sezonie ("Jakby przyjechała policja i pytała co tu robicie, to nie wiecie co tu robicie, ok?"). Niczego właściwie nie brakowało, a 200 Lei za 11 osób to jedna z lepszych stawek na tym tripie.
Do przejechania raptem 12km, ale nie obyło się bez sprzętowych niespodzianek
Gadzinowy GTi słabł, a wszystkie symptomy wskazywały na brak ładowania. Bez świateł, na górskiej krętej drodze sunął majestatycznie doświetlany z jadącego równolegle XAD Heltera, którego stałem się teraz pasażerem, aż w końcu wyssał z aku ostatnie elektrony i mimo podmiany baterii nie zagadał. Skończył na lince u czerwonego bliźniaka (GTi Emila), choć usterkę udało się potem przepłoszyć jeszcze tego wieczora, na noclegu.
Nocleg w tym miejscu nas zaskoczył, wcześniej planowaliśmy zakupy w miasteczku w dole Transalpiny, ale incydent z wąwozem zatrzymał nas w górach. Pojawiło się więc widmo głodu
W roli matki Polki doskonale sprawdziła się Urszula, rozdając wszystkim potrzebującym talerze makaronu z pesto. Oj, po takim dniu smakował mi jak żaden wcześniej
Sporo było tego wieczoru niepewności. Czy uda się wydobyć auto? Jak je w ogóle zaczepić na takiej pochylni? Czy będzie zdatne do jazdy? Jeśli nie, gdzie szukać części, jak to rozegrać? Głowa uginała się od problemów, ale trzeba było trzymać się nadziei, że uda się z dołka wyjść na prostą.
Nasz rumuński przewodnik podtrzymywał mnie na duchu, przekonując że nie powinienem martwić się autem, a bardziej docenić fakt, że wyszedłem z tego żywy ("You are lucky bastard, man! Thank God you are alive!"). Zacząłem mu wierzyć
Najbardziej rozbawiła go nowina, że cały przejazd nagrałem swoim telefonem. Chyba wyobraził sobie, że kierując jedną, trzymałem go w drugiej ręce...
Wieczór się rozkręcił. Gospodarz śpiewający z nami anglojęzyczne kawałki (skubaniutki znał ich sporo), niezawodny Helter na gitarze i litr polskiej wódki sprawiły, że bez wątpienia był to jeden ze szczęśliwszych wieczorów w moim życiu
Wysłaliśmy zwiadowców w dół i w górę drogi. Nie wiem jakim fartem, ale w tej górskiej głuszy chłopakom udało się trafić na Rumuna, który był chętny nam pomóc, znał odpowiednie kontakty i do tego swobodnie władał angielskim. To był właściwy człowiek do tego przypadku
W pierwszej chwili zaproponował nawet, aby wyciągnąć XSa jego autem, ale szybka kalkulacja długości posiadanych linek i rzut oka na astrę 1.6 kazały nam szukać bardziej zaawansowanego rozwiązania. Upakowani z Gadem i Januszem na tylnej kanapie opla ruszyliśmy na pobliski wyrąb lasu. Nasz przewodnik i jego kompan wciąż nawiązywali kolejne połączenia, a nas w tym czasie obowiązywał zakaz mówienia po polsku, po angielsku... zakaz mówienia w ogóle. Taka ultra konspiracja
Popołudnie płynęło, zrobiło się ciemno i akcję ratunkową odłożyliśmy na poranek dnia następnego. Traktor obiecany był na 7, najpóźniej do 9, bo tak zaczynają pracę. Gościnny Rumun zapewnił nam nocleg w pokojach pensjonatu, który najwidoczniej nie ruszył jeszcze w tym sezonie ("Jakby przyjechała policja i pytała co tu robicie, to nie wiecie co tu robicie, ok?"). Niczego właściwie nie brakowało, a 200 Lei za 11 osób to jedna z lepszych stawek na tym tripie.
Do przejechania raptem 12km, ale nie obyło się bez sprzętowych niespodzianek
Gadzinowy GTi słabł, a wszystkie symptomy wskazywały na brak ładowania. Bez świateł, na górskiej krętej drodze sunął majestatycznie doświetlany z jadącego równolegle XAD Heltera, którego stałem się teraz pasażerem, aż w końcu wyssał z aku ostatnie elektrony i mimo podmiany baterii nie zagadał. Skończył na lince u czerwonego bliźniaka (GTi Emila), choć usterkę udało się potem przepłoszyć jeszcze tego wieczora, na noclegu.
Nocleg w tym miejscu nas zaskoczył, wcześniej planowaliśmy zakupy w miasteczku w dole Transalpiny, ale incydent z wąwozem zatrzymał nas w górach. Pojawiło się więc widmo głodu
W roli matki Polki doskonale sprawdziła się Urszula, rozdając wszystkim potrzebującym talerze makaronu z pesto. Oj, po takim dniu smakował mi jak żaden wcześniej
Sporo było tego wieczoru niepewności. Czy uda się wydobyć auto? Jak je w ogóle zaczepić na takiej pochylni? Czy będzie zdatne do jazdy? Jeśli nie, gdzie szukać części, jak to rozegrać? Głowa uginała się od problemów, ale trzeba było trzymać się nadziei, że uda się z dołka wyjść na prostą.
Nasz rumuński przewodnik podtrzymywał mnie na duchu, przekonując że nie powinienem martwić się autem, a bardziej docenić fakt, że wyszedłem z tego żywy ("You are lucky bastard, man! Thank God you are alive!"). Zacząłem mu wierzyć
Najbardziej rozbawiła go nowina, że cały przejazd nagrałem swoim telefonem. Chyba wyobraził sobie, że kierując jedną, trzymałem go w drugiej ręce...
Wieczór się rozkręcił. Gospodarz śpiewający z nami anglojęzyczne kawałki (skubaniutki znał ich sporo), niezawodny Helter na gitarze i litr polskiej wódki sprawiły, że bez wątpienia był to jeden ze szczęśliwszych wieczorów w moim życiu
- sekator
- Maniak
- Posty: 1269
- Rejestracja: 28 paź pt, 2005 1:04 pm
- Posiadany PUG: RADON Jelous, 1,9gti, Cupra Ateca, KIA Sorento'15 .. dosłownie "było" 1,3rallye :-(
- Numer Gadu-gadu: 0
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: Trip 2014 - Rumunia ( 1 - 11 maj ) ???
litr na łba?
http://www.mplenergy.pl/ - akumulatory przemysłowe VRLA: AGM, żelowe oraz źródła energii odnawialnej
- dzikson
- Maniak
- Posty: 1191
- Rejestracja: 23 sty wt, 2007 10:23 pm
- Posiadany PUG: 205XS
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: Trip 2014 - Rumunia ( 1 - 11 maj ) ???
Litr do podziału
Z satysfakcją obserwowaliśmy, jak siła polskiej czystej wywarła efekt na naszym rumuńskim przyjacielu, choć poddał się dopiero po 2 w nocy, a nam mimo zmęczenia nadmiarem wrażeń, nie wypadało odejść od stołu przed gospodarzem.
Słoneczny poranek wystartował o 7, jednak oczekiwanych sygnałów z wyrębu nie było.
O 9 drwale nadal nie ruszali do pracy, a nasz przewodnik tłumaczył, że to w Rumunii norma i wszystkie obietnice trzeba traktować z odpowiednią rezerwą. Starał się też oswoić mnie z faktem, że dwieściepiątka po wyciągnięciu z wąwozu nie będzie nadawała się do jazdy. Pozostanie nam wyciągnąć z niej co lepsze kawałki, a resztę oddać na najbliższym złomie. Szczerze, trudno byłoby pogodzić się z taką perspektywą...
O 11 nadal trwalismy w oczekiwaniu, a najefektywniej czas ten wykorzystywał Janusz, robiąc w Automaticu kompletny przegląd hamulców, z wymianą klocków i regeneracją prowadnic zacisków. Bo nie ma nic gorszego od "miękkiego pedała"
Scenka była dość pocieszna, gdyż niebawem pojawiło się trzech rumuńskich majstrów, próbujących podobnego sztorcowania z porzuconą 50m dalej dacią 1310. Może nawet gdzieś mamy odpowiednie foto.
Wreszcie ok.13 poderwała nas wyczekiwana wieść, że ekipa z traktorem minęła ostatnią wioskę i zmierza na miejsce akcji. My byliśmy tam po chwili, główkując jak zaczepić rozbitka. Oryginalny hak z tyłu to zabawka. Przy zboczu pochylonym ponad 45 stopni, zapowiadało się coś jakby połączenie holowania i unoszenia. Potrzebny był solidny element konstrukcyjny i jedynym takim mogła tu być belka. Tylko czy podłoga to wytrzyma? Nie było innego wyjścia.
Gad wyposażył mnie w siekierę i skierował do rąbania pnia, na którym leżało auto. Generalnie takich pni po drodze było więcej (a podłogę mam do prostowania ). Korzystając, że nie patrzę, do spółki z Emilem wykręcił zderzak razem z dokładką, a dalej wybebeszył butlę z gazem. Wszystkie te fanty powędrowały w górę na linkach holowniczych, bo przy takim pochyleniu stoku nie było innego rozwiązania.
Stalowa lina zakończona hakiem nie dała się owinąć wokół belki, trzeba więc było owinąć tam taśmę holowniczą i dopiero ją zahaczyć. Traktor przy krawędzi, podpory opuszczone i wyciągarka zaczyna robotę. Nie trwało to długo, aż XS wyszedł z wąwozu, a rumuński pomocnik zaciągnął ręczny, by mieć pewność że za chwilę znów tam nie wróci. Szybkie oględziny: chłodnica cała, miska też. Zderzak, zamiennik, w trzech kawałkach, ale listewka da się wyprostować. Halogeny nietknięte, mimo że dokładka podgięła się pod auto. Lampy całe, z migaczy posypały się jedynie owiewki.
Jak na taką podróż w dolinę, to uszkodzenia praktycznie żadne!
W ekspresowym tempie, z pomocą chłopaków wszystko wróciło na miejsce. Zderzak, połatany na 15 plastikowych opasek, trzyma się tak nadal. Niestety jazda próbna ujawniła urwany przewód hamulcowy pod autem. Zaginanie i zaklepywanie nie dawało rezultatu, potrzebny był grubszy patent. Przetwornica, lutownica, kropla cyny zatkała w końcu przewód i taką końcówkę wkręciliśmy w pompę. Na trzech hamulcach przejechałem kolejne 1500km w stronę Polski.
Koszty operacji? Tak jak obiecał wcześniej organizator akcji, równowartość 95 euro, czyli 430 Lei. Gdyby pomysł nie zagrał, przez zgłoszenie na 112 musiałbym wzywać dźwigu, a koszty takiej zabawy mógłbym liczyć w tysiącach...
Kolejny raz wielkie dzięki dla ekipy, która pomogła mi, wyciągając z naprawdę głębokiego dołka.
A co do zdjęć, na początek trzy rozlegle panoramy
Z satysfakcją obserwowaliśmy, jak siła polskiej czystej wywarła efekt na naszym rumuńskim przyjacielu, choć poddał się dopiero po 2 w nocy, a nam mimo zmęczenia nadmiarem wrażeń, nie wypadało odejść od stołu przed gospodarzem.
Słoneczny poranek wystartował o 7, jednak oczekiwanych sygnałów z wyrębu nie było.
O 9 drwale nadal nie ruszali do pracy, a nasz przewodnik tłumaczył, że to w Rumunii norma i wszystkie obietnice trzeba traktować z odpowiednią rezerwą. Starał się też oswoić mnie z faktem, że dwieściepiątka po wyciągnięciu z wąwozu nie będzie nadawała się do jazdy. Pozostanie nam wyciągnąć z niej co lepsze kawałki, a resztę oddać na najbliższym złomie. Szczerze, trudno byłoby pogodzić się z taką perspektywą...
O 11 nadal trwalismy w oczekiwaniu, a najefektywniej czas ten wykorzystywał Janusz, robiąc w Automaticu kompletny przegląd hamulców, z wymianą klocków i regeneracją prowadnic zacisków. Bo nie ma nic gorszego od "miękkiego pedała"
Scenka była dość pocieszna, gdyż niebawem pojawiło się trzech rumuńskich majstrów, próbujących podobnego sztorcowania z porzuconą 50m dalej dacią 1310. Może nawet gdzieś mamy odpowiednie foto.
Wreszcie ok.13 poderwała nas wyczekiwana wieść, że ekipa z traktorem minęła ostatnią wioskę i zmierza na miejsce akcji. My byliśmy tam po chwili, główkując jak zaczepić rozbitka. Oryginalny hak z tyłu to zabawka. Przy zboczu pochylonym ponad 45 stopni, zapowiadało się coś jakby połączenie holowania i unoszenia. Potrzebny był solidny element konstrukcyjny i jedynym takim mogła tu być belka. Tylko czy podłoga to wytrzyma? Nie było innego wyjścia.
Gad wyposażył mnie w siekierę i skierował do rąbania pnia, na którym leżało auto. Generalnie takich pni po drodze było więcej (a podłogę mam do prostowania ). Korzystając, że nie patrzę, do spółki z Emilem wykręcił zderzak razem z dokładką, a dalej wybebeszył butlę z gazem. Wszystkie te fanty powędrowały w górę na linkach holowniczych, bo przy takim pochyleniu stoku nie było innego rozwiązania.
Stalowa lina zakończona hakiem nie dała się owinąć wokół belki, trzeba więc było owinąć tam taśmę holowniczą i dopiero ją zahaczyć. Traktor przy krawędzi, podpory opuszczone i wyciągarka zaczyna robotę. Nie trwało to długo, aż XS wyszedł z wąwozu, a rumuński pomocnik zaciągnął ręczny, by mieć pewność że za chwilę znów tam nie wróci. Szybkie oględziny: chłodnica cała, miska też. Zderzak, zamiennik, w trzech kawałkach, ale listewka da się wyprostować. Halogeny nietknięte, mimo że dokładka podgięła się pod auto. Lampy całe, z migaczy posypały się jedynie owiewki.
Jak na taką podróż w dolinę, to uszkodzenia praktycznie żadne!
W ekspresowym tempie, z pomocą chłopaków wszystko wróciło na miejsce. Zderzak, połatany na 15 plastikowych opasek, trzyma się tak nadal. Niestety jazda próbna ujawniła urwany przewód hamulcowy pod autem. Zaginanie i zaklepywanie nie dawało rezultatu, potrzebny był grubszy patent. Przetwornica, lutownica, kropla cyny zatkała w końcu przewód i taką końcówkę wkręciliśmy w pompę. Na trzech hamulcach przejechałem kolejne 1500km w stronę Polski.
Koszty operacji? Tak jak obiecał wcześniej organizator akcji, równowartość 95 euro, czyli 430 Lei. Gdyby pomysł nie zagrał, przez zgłoszenie na 112 musiałbym wzywać dźwigu, a koszty takiej zabawy mógłbym liczyć w tysiącach...
Kolejny raz wielkie dzięki dla ekipy, która pomogła mi, wyciągając z naprawdę głębokiego dołka.
A co do zdjęć, na początek trzy rozlegle panoramy
- dzikson
- Maniak
- Posty: 1191
- Rejestracja: 23 sty wt, 2007 10:23 pm
- Posiadany PUG: 205XS
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: Trip 2014 - Rumunia ( 1 - 11 maj ) ???
Czy liczyliście podsumowanie kosztów, spalania itp.?
To może być przydatna wskazówka dla planujących podobny trip.
U mnie trasa była wydłużona (Warszawa - [Rumunia] - Radom - Łódź - Warszawa) i zamknęła się na 4633km.
Potrzebowałem do tego 400 litrów lpg i kilkunastu litrów benzyny, co dało średni koszt 0,26zł/km i średnie spalanie 8,64 l/100km, a więc lekko powyżej codziennej normy.
Jechałem przy tym autem o najmniejszej pojemności (1360cm) i najmniejszym momencie (109Nm), a w całej ekipie słabsze były tylko dwa diesle 1.8 (60KM vs moje 75).
Całkowity koszt paliwa zamknął się w 1200zł, pozostałe koszty to prawie drugie tyle (wyciągania z wąwozu nie wliczam ).
Na całej trasie najdroższe paliwo mieliśmy na Węgrzech (podobnie jak rok wcześniej podczas Balkan Rallye), choć cena gazu w Rumunii też potrafiła niemile zaskoczyć, wahając się w okolicy 3,00 lei (prawie 3zł).
Poniżej mam zestawienie cen jednostkowych gazu i benzyny na kolejnych stacjach.
Ciekawy jestem porównania dla pozostałych aut. Na razie widziałem tylko relację Emila i Rafała.
To może być przydatna wskazówka dla planujących podobny trip.
U mnie trasa była wydłużona (Warszawa - [Rumunia] - Radom - Łódź - Warszawa) i zamknęła się na 4633km.
Potrzebowałem do tego 400 litrów lpg i kilkunastu litrów benzyny, co dało średni koszt 0,26zł/km i średnie spalanie 8,64 l/100km, a więc lekko powyżej codziennej normy.
Jechałem przy tym autem o najmniejszej pojemności (1360cm) i najmniejszym momencie (109Nm), a w całej ekipie słabsze były tylko dwa diesle 1.8 (60KM vs moje 75).
Całkowity koszt paliwa zamknął się w 1200zł, pozostałe koszty to prawie drugie tyle (wyciągania z wąwozu nie wliczam ).
Na całej trasie najdroższe paliwo mieliśmy na Węgrzech (podobnie jak rok wcześniej podczas Balkan Rallye), choć cena gazu w Rumunii też potrafiła niemile zaskoczyć, wahając się w okolicy 3,00 lei (prawie 3zł).
Poniżej mam zestawienie cen jednostkowych gazu i benzyny na kolejnych stacjach.
Ciekawy jestem porównania dla pozostałych aut. Na razie widziałem tylko relację Emila i Rafała.
EmilTD pisze:(...) na naszym liczniku przybyło 4326 km przez co można uznać że silnik jest juz ostatecznie dotarty. Potrzebne do przejechania tego dystansu było 319 litrów pb95 co daje średnie zużycie paliwa na poziomie 7.38 litra na 100 km. Maksymalne zanotowane zużycie w górach przy zdecydowanie nie delikatnej jeździe to 8.89 l a minimum na całej trasie to trudne do uwierzenia ale prawdziwe 6.01.
RafGentry pisze:Co do spalania diesla, to robiłem statystyki na bieżąco. Oto poszczególne wyniki spalania na trasie:
Pierwsze 800 kilometrów - 4.45 litra, potem spalanie wzrosło do 5.25, następnie gdy zmierzaliśmy nad morze spadło do 4.84.
Przed Transfogaraską zalałem znów do pełna i spalił 5.11, a w trasie powrotnej spisał się jeszcze lepiej niż na początku, bo zadowolił się 4.44 litra ON na sto kilometrów.
- Załączniki
-
- tankowanie Rumunia.png (10.82 KiB) Przejrzano 9886 razy
- bhejduk
- Uzalezniony
- Posty: 518
- Rejestracja: 20 wrz wt, 2011 11:36 pm
- Posiadany PUG: Roland Garros Cabrio 1.4
- Lokalizacja: Łódź
Re: Trip 2014 - Rumunia ( 1 - 11 maj ) ???
Przyznam się że nie przeczytałem jeszcze wszystkich stron tego tematu i być może znalazł bym w nich odpowiedź na moje pytanie. Na wstępie wielki szacun dla Ciebie Dzikson, wreszcie wiem o czym mówił Twój brat.
Bardzo chcę jechać na tripa za rok, już urabiam żonę. Mam małą przyczepę kempingową, wg was jest sens ją za sobą wlec biorąc pod uwagę Rumunię, Krym, Bułgarię czy gdzie tam będziemy jechać w przyszłym roku.
Bardzo chcę jechać na tripa za rok, już urabiam żonę. Mam małą przyczepę kempingową, wg was jest sens ją za sobą wlec biorąc pod uwagę Rumunię, Krym, Bułgarię czy gdzie tam będziemy jechać w przyszłym roku.
Bartek jestem.
- dzikson
- Maniak
- Posty: 1191
- Rejestracja: 23 sty wt, 2007 10:23 pm
- Posiadany PUG: 205XS
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: Trip 2014 - Rumunia ( 1 - 11 maj ) ???
Dzięki
Co do zabierania przyczepy, sądząc po dotychczasowych doswiadczeniach nie ma to sensu. I tak miałbyś tę samą opcję noclegową co wszyscy, czyli namiot/hostel (z reguły w odniesieniu do grupy mielismy niskie koszty, czasami wręcz symboliczne), a ciągnięcie przyczepy odebrałoby Ci sporo frajdy z latania pugiem, a przecież o to chodzi - odcinki są szybkie, w konkretnym tempie, często dobierane właśnie pod względem atrakcyjnosci jazdy.
Moim zdaniem, to byłby strzał w kolano
Co do zabierania przyczepy, sądząc po dotychczasowych doswiadczeniach nie ma to sensu. I tak miałbyś tę samą opcję noclegową co wszyscy, czyli namiot/hostel (z reguły w odniesieniu do grupy mielismy niskie koszty, czasami wręcz symboliczne), a ciągnięcie przyczepy odebrałoby Ci sporo frajdy z latania pugiem, a przecież o to chodzi - odcinki są szybkie, w konkretnym tempie, często dobierane właśnie pod względem atrakcyjnosci jazdy.
Moim zdaniem, to byłby strzał w kolano
- bhejduk
- Uzalezniony
- Posty: 518
- Rejestracja: 20 wrz wt, 2011 11:36 pm
- Posiadany PUG: Roland Garros Cabrio 1.4
- Lokalizacja: Łódź
Re: Trip 2014 - Rumunia # 1 - 11 maj # ???
W takim razie muszę się jej pozbyć. Chociaż przyczepa nadała by się do takiej jazdy bo jest lekka mala i tu perelka, ma hamulec najazdowy, nie czuć jej na haku...
Bartek jestem.