Ogólnie Garros żyje i ma się względnie dobrze. Był plan na odnowę lakierniczą i wnętrza, jednak niestety codzienność zweryfikowała te zamierzenia, bo muszę skierować swój budżet w inne tematy, przy okazji jeszcze Volvo zażyczyło sobie swap silnika...
W listopadzie odstawiłem auto do garażu. Po długich poszukiwaniach maski i błotników przednich, udało mi się trafić ładną maskę, względnie dobry prawy błotnik, a lewy finalnie kupiłem nowy OE, jedyny, jaki udało mi się dorwać.
Choć obecnie jestem posiadaczem jeszcze dwóch zapasowych błotników, które jednak nie były dość dobre, żeby je zamontować. Szukałem też zielonego zderzaka na przód, ale z powodu ich braku na rynku, na razie kupiłem czarny po prostu w lepszym stanie niż poprzedni. Dorwałem też komplet tylnych lamp AXO (takie były w nim oryginalnie), kierunek przedni Valeo w świetnym stanie, niepołamany grill i obudowę chłodnic.
Niestety pod zbiorniczkiem płynu do spryskiwaczy to, co wstępnie oceniłem, jako nalot, okazało się być dziurą.
Szybka kalkulacja i uznałem, że nie będę dziadował i robił tego byle jak u byle jakiego blacharza, ale maskę i błotniki już musiałem pomalować, bo poprzednie elementy nie nadawały się do ponownego montażu. Niestety dziurę po prostu zakleiłem kawałkiem gumy, żeby nie leciała tam ewentualnie woda i tak naprawdę złożyłem to na razie "na sztukę", pamiętając słowa poprzedniego właściciela, że żeby to auto pokazało pełnię swojego potencjału, trzeba dać mu cały nowy lakier. Jest to prawda, bo jest na nim sporo wgniotek, no i przede wszystkim, właściwie cały lakier nie jest oryginalny, przez to jego faktura jest słaba. Dodatkowo przy rancie przedniej szyby i na tylnej klapie wychodzą delikatne bąbelki korozji. Kolejną dziwną sprawą są ślady po tych super chińskich naklejkach "Fashion", pod którymi lakier jest ciemniejszy, nawet po polerowaniu. Wygląda na to, że były naklejone już dawno temu, skoro odbiły po sobie ślad aż na bazie.
Auto sobie stało, w międzyczasie robiłem jakieś bzdury typu czyszczenie zbiornika wyrównawczego (dobre i to).
Lakiernik dumał i dumał, ale w końcu odebrałem maskę i błotniki. Lakiernik mówił, że miał duże problemy z dobraniem koloru, bo mieszalnie w ogóle go nie miały, a nawet jeśli, to fragment błotnika, który mu przekazałem wcale nie zgadzał z symbolem M1RP. Mówi, że symbol lakieru, który wybrał był inny i jest z nowszego modelu. Muszę w sumie dopytać go, czym w końcu to pomalował. Finalnie odebrałem elementy, na oko wszystko OK, spasowałem je w garażu, kolor wydaje się leżeć. Jest git. Tymczasem później, przy innym świetle okazało się, że kolor pasuje... no nie bardzo, co szczególnie widać na zdjęciach. Zacząłem drążyć temat i stwierdziłem, że: maska i błotniki po malowaniu pasują idealnie do grilla i dokładki, które mają oryginalną powłokę lakierniczą i pochodzą z dwóch różnych dawców (czyli ten kolor generalnie występuje w naturze) a z kolei fragment błotnika, który dałem lakiernikowi jako wzór pasuje mniej-więcej do tego co jest na bokach samochodu, ale nie pasuje zupełnie do dachu. Byłem umówiony ze znajomym, że spoleruje Peżota, żeby trochę zniwelować różnicę nowy vs. stary zniszczony lakier. Oczywiście, nie miało to wpłynąć na różnicę odcieni, ale tutaj znowu wyszło, jak bardzo potrzebny jest nowy lakier na reszcie samochodu. Choć jest pięknie wyciągnięty i nie ma rys, to nadal pozostawia wiele do życzenia ze względu na swoją fakturę i po prostu odbicia są słabe, szczególnie w porównaniu z nowymi elementami, które lakiernik rozlał całkiem ładnie. Po prostu należy mu się solidne zaspawanie dziury pod zbiorniczkiem, pewnie też wymiana przedniego pasa, bo obecny nosi jeszcze ślady ataków dziadka, który nim "jeździł" i nowy lakier na reszcie auta (teraz już oprócz maski i błotników), jednak muszę ten plan odłożyć na później, tak samo jak fotele. A skoro miałem już kupione niedrogie naklejki Roland Garros, to przykleiłem je. Mała rzecz a trochę w tym całym nie do końca udanym procesie poprawiła nastrój.
Ale jednak 205 to 205, więc po kilkumiesięcznym postoju po prostu włożyłem akumulator, odpaliłem i pojechałem na przejażdżkę. Choćby miał 15 odcieni i całkiem matowy lakier, daje jakąś dziwną przyjemność z jazdy i to chyba jest kluczem w tym wozie. Z mechaniki muszę jedynie wymienić uszczelniacz rozrządu, kopułki i półosi, ale to ogarnę jeszcze w tym miesiącu, żeby móc spokojnie cieszyć się jazdą. Parę dni temu opłaciłem OC na rok, więc o sprzedaży nie ma mowy, choć w krytycznych momentach jak zwykle były takie myśli.