Wróciliśmy na kołach...

Były latające opony, ścięte szykany, wygniecione koła w zbożu (jak inaczej nazwać trawę sięgającą wysokości twarzy?...) i serwis pod presją czasu. Ryk silnika i pisk opon....
Bardzo chcieliśmy podziękować wszystkim, którzy przyjechali kibicować. Bez waszego wsparcia byłoby nam trudno dotrwać do końca...

Szczególne podziękowania Łukaszowi, który zorganizował profesjonalny serwis i miał wszystko w Astrze oraz bratu Łukasza, Krzysztofowi, który uparcie z niczego organizował części i skonstruował włącznik wentylatorów...

Cejotowi i Dziksonowi, których opanowanie i spokój udzieliły się i nam.
Maćkowi powożącemu kanciakiem za diagnozę i wsparcie...

Podziękowanie należy się też Panu Walendzie i Adamowi za użyczenie stanowiska i młotka.

Oraz chłopakom od Capri, którzy ulegli nagabywaniom Krzyśka i chłopakom z ForzaItalia za zainteresowanie i dobre słowo...
Pchełka sprawowała się dobrze. Co prawda na zapoznaniu zagotowały się hamulce

Ale znaleźliśmy (Maćku

) i usunęliśmy usterkę i mogliśmy startować do prób. Potem na czwartej próbie padły wentylatory (Termowyłącznik? Przekaźnik? Będziemy wiedzieć jak zabierzemy się za grzebanie, może dziś...), ale Krzysiek zaimprowizował włącznik na krótko i można było startować dalej... Wypieszczoną, odrestaurowaną dokładkę szlag trafił, przy przyładowaniu w słupek opon...
Wnioski: szlifować technikę jazdy. Podstawy już są, ale żeby uzyskiwać lepsze czasy trzeba pracować więcej. Opony, opony i jeszcze raz opony. Krótka skrzynia. To co jest, do treningu starczy, ale czasów się nie zrobi...
Generalnie, suuuper było!...
Chłopaki, jakieś fotki?...

Bo wiadomo że szewc bez butów chodzi... Cały sprzęt foto i kamera zostały w domu, w torbie, specjalnie postawionej na środku pokoju, żeby nie zapomnieć...

Ale też potwierdza się stara prawda, albo rybki, albo akwarium... Jak się startuje, to nie ma mowy o robieniu zdjęć, bo po prostu NIE MA czasu...
