Ula przyczytawszy opis dnia pierwszego stwierdziła że w każdym zdaniu wyczuć można mój aktualny, nie za ciekawy stan ducha. Czuć smutek i melancholię. No cóż. Może z czasem to przejdzie.
Dzień 2. 1 maja. Piątek. Dystans podobny do dnia poprzedniego: ~400km
Budzę się o 5 rano ogarnięty narastającym niepokojem. Piszę sms'a do Józka aby nie zapomniał wziąć ze sobą zapasowego przepływomierza. Wciąż tli się gdzieś iskierka nadziei że to on jest winny całemu zamieszaniu (przepływomierz, nie Józek). Przy okazji wymiany silnika zleciłem sprawdzenie sondy. Zapewniano mnie że jest w porządku. Nic innego niż przepływomierz nie przychodziło mi więc do głowy. Trochę spokojniejszy kładę się znów spać. Niedługo potem budzi nas Kukuncio, który pomimo zaczynającej się u niego chrypy jest w dość dobrej formie. Dajemy mu klucz z brelokiem do zabawy i powoli zaczynamy się pakować:
W międzyczasie przychodzi wiadomość od Gada:
Gad pisze:8:56: Zapomnialem wczoraj odpisac bo jak wszyscy przyjechali to sie za duze zamieszanie zrobilo. Wyjechalismy okolo 8 z Krakowa. Mamy 5km do granicy ze Slowacja. Szybkie tankowanie i lecimy na Budapeszt. Jozek ma twoj przeplywomierz
Główna ulicą wyjazdową z Budapesztu przetacza się jakaś pierwszomajowa pikieta. Transparenty, megafony, zablokowane ulice. Policjant kierujący ruchem bezradnie rozkłada ręce. Jedziemy objazdem przez boczne, ciasne ulice za jakimś autobusem. W końcu docieramy na obwodnicę gdzie radośnie przyspieszając, celem nadrobienia straconego czasu, gubimy pasek z alternatora.
- Przypatrz się Kukuncio dobrze. Ucz się pilnie żebyś nie szedł tą samą drogą i nie jeździł takim gratem:)
W torbie z rupieciami odnajduję na szczęście dwa zapasowe paski. Jeden sparciały, drugi dziurawy. Z dwojga złego wybieram ten pierwszy. Dokręcam go trochę mocniej niż zwykle. Nie chcę ryzykować kolejnej zguby.
Dalsza część trasy przebiegła na szczęście bez wydarzeń. Przed granicą z Serbią parkingi pełne są samochodów bez tablic:
Przejazd przez granicę przebiega bardzo sprawnie. Ruch jest wyjątkowo niewielki:
W 26min po ustawienia się w kolejce już jesteśmy po drugiej stronie. Autostrada do Belgradu jest zupełnie pusta o tej porze i dojeżdżamy na miejsce bez najmniejszych problemów. Tutaj już miałem w głowie topografię miasta zapamiętaną ze street view i nawet pomimo przegapienia jednego zjazdu udaje mi się dotrzeć pod hostel bez użycia mapy.
W Belgradzie zaraz koło hostelu mamy jakieś ruiny zamku:
pomnik z widokiem na nowszą część miasta:
muzeum sprzętu wojskowego:
i główny deptak miasta - Kneza Mihaila. Niesamowicie zatłoczony:
Rejwach był tam przeokropny. Orkiestra grająca Bregovica, skąpo odziana lafirynda z wężem na szyi, sprzedawcy waty cukrowej, czerwonych lizaków i każdej możliwej ulicznej tandety:
Niby nie powinno się oceniać ludzi po wyglądzie ale ten chłop na pierwszym planie wygląda jakby więcej czasu w życiu spędził okradając staruszki na wnuczka niż chodząc do szkoły.
Tutaj jeszcze kilka widoków z głównej ulicy:
czy taki clown:
Patrząc na tło po prawej stronie można zauważyć że ludzie też są tutaj już inni niż w Budapeszcie.
Był też sprzedawca obrazów dla którego niezawodnym przepisem na udany obraz jest dorysowanie na nim tramwaju:
Czy miejscowy miłośnik malarstwa bardziej abstrakcyjnego:
W bocznej uliczce, poszukując lokalnych przysmaków które mogłyby nam przynieść ukojenie głodu lub legendarną bałkańską sraczkę, spożyliśmy potrawy zupełnie nie brzmiące po serbsku. Kebapcice Sarajewskie czy mięso a la Bania Luka.
Kukuncio ma na szyi szalik bo już ledwo zipie. Charczy i rzęzi. Chrypa rozwija się w najlepsze.
Kolejna wiadomość od Gada:
Gad pisze:16:39: Zostało nam 300km, Jedziemy max 120 bo Raf płacze że za szybko
Mamy więc trochę czasu. Idziemy dalej szwędać się po mieście. Pod H&M'em trafiamy na koncert kwartetu smyczkowego:
Powoli robiło się już ciemno, kończył nam się deptak a reszty ekipy nadal nie było.
Gad pisze:19:48: Mamy 69km. Cisniemy 130 i już nikt nie narzeka
Można było powoli kierować się już w stronę hostelu na powitanie całej komitywy. Jeszcze kilka fotek z końcówki spaceru:
Na miejscu ze zdziwieniem odkryliśmy że zamiast całej ekipy są tam tylko Helter z Bananowcem. O reszcie nic nie wiadomo. Okazało się że oni w dwójkę jechali niezależnie, inną trasą z Wrocławia omijającą Kraków na której oszczędzając na paliwie mogli sobie pozwolić nawet na czeski mandat.
W końcu pojawiła się i reszta i zaczęły się powitania mniej lub bardziej wylewne. Z opowiadań wiemy że auto Morfeusza stanęło na wlocie do Belgradu. Zgubił się gdzieś prąd na pompie. Pozytywem sytuacji było to że dołączył się do reszty Fenkju-Szyba z Natalią, którzy wyjechali z Krakowa 2h później.
Jak widać Paulina jest wyjątkowo zadowolona z podróży i faktu przybycia na miejsce. Mina Martyny natomiast sugeruje że Janusz kilka ostatnich zakrętów przejechał zdecydowanie zbyt agresywnie
Radości nie było końca. Paulina wydawała się cieszyć ze wszystkiego. Tutaj zauważyła że hostel ma aż 3 piętra
- Tak mają Ci z Białegostoku - wydawała się mówić Stopixowa:)
Więcej zdjęć z wieczoru nie posiadam. Poszliśmy do sklepu, zakupiliśmy trochę miejscowego piwa i zabraliśmy się za wymianę przepływomierza w moim samochodzie. Przy tej okazji na schodach hostelowych toczyły się przeróżne dyskusje. Wyszło na jaw że między Agnieszką a Dziksonem coś zaczęło iskrzyć. Pomimo wielu ustaleń, wspólnego planowania i zapewnień o nierozerwalnej przyjaźni wystarczyło kilkaset kilometrów wspólnej podróży aby wszystko legło w gruzach
-Ej Agnieszka - tłumaczył Józek - ale wiesz o tym że mężczyźni z wiekiem wcale nie stają się lepsi tylko uczą się mówić to co kobiety chcą usłyszeć?
-

- Czyżby Dzikson okazał się nie być jednak rycerzem na białym koniu?:) - wtrącił ktoś inny
Po przekładce przypływomierza wybraliśmy się z Gadem i Józkiem na przejażdżkę wokół zamku. Chociaż obaj zapewniali mnie że wg nich auto jeździ dobrze to nie udało im się mnie przekonać. Po 11 latach jazdy tym samym samochodem takie rzeczy się po prostu wie.
Na koniec dnia my i Agnieszka zostaliśmy w hostelu a reszta wybrała się na deptak. Ostatnia odpowiedź sms'owa od Gada na moje pytanie o której wyjeżdżamy:
Gad pisze: Jestem najebany. Ustalilismy ze o 8
Poszliśmy spać.